O TWÓRCACH

HomeNOWY POCZETO TWÓRCACH

fot. Erazm Ciołek

Waldemar Świerzy (1931 – 2013)

Artysta grafik, współtwórca Polskiej Szkoły Plakatu, profesor wyższych uczelni artystycznych. Wybitny twórca portretów wielkich Polaków, mający w swoim dorobku portrety znanych aktorów, reżyserów, a także papieża Jana Pawła II, Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej, Krzysztofa Pendereckiego, Henryka Sienkiewicza, Marii Curie Skłodowskiej oraz wspaniałą serię „Giganci Jazzu”.
Urodził się 9 września 1931 roku w Katowicach. Studiował w latach 1947 – 1952 w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (Wydział Grafiki w Katowicach).
Od początku związał swoje życie zawodowe z plakatem. Już w 1959 roku otrzymał Grand Prix im. Toulouse-Lautreca na I Międzynarodowej Wystawie Plakatu Filmowego w Wersalu za plakat „Czerwona oberża”, zaś w 1962 roku na tej samej wystawie zdobył trzecią nagrodę za plakat „Dwa piętra szczęścia”. W 1970 roku otrzymał I nagrodę na 10. Biennale de São Paulo. W 1975 i 1985 roku zdobył pierwszą nagrodę na konkursie plakatów filmowych tygodnika „The Hollywood Reporter” w Los Angeles (plakaty „Ziemia obiecana” i „Psy wojny”), a w 1971 roku złoty medal na Biennale Plakatu Polskiego w Katowicach. Kilka razy otrzymał też srebrne medale. Rok 1976 to złoty medal na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie, a rok 1977 – I nagroda na Biennale Plakatu w Lahti.
W 1997 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa swojej rodzimej uczelni. Był członkiem prestiżowej Alliance Graphigue International AGI.
Był profesorem projektowania plakatu Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu i Warszawie.
Zmarł 27 listopada 2013 roku w Warszawie, kilka dni po zakończeniu portretu ostatniego władcy Polski – Stanisława Augusta Poniatowskiego. Portret ten jest ostatnim z kilku tysięcy dzieł stworzonych przez Artystę. Waldemar Świerzy jest pochowany z Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, niedaleko swoich przyjaciół – grafika Janusza Stannego i reżysera Kuby Morgensterna.

Andrzej Pągowski

Na pomysł namalowania Nowego pocztu władców Polski wpadłem przypadkiem.

Był rok 2004, Polska wchodziła do Unii Europejskiej. W programie telewizyjnym usłyszałem słowa młodego chłopaka: …kiedy Matejko malował Poczet królów…

Jak to, malował? – pomyślałem. Przecież Jan Matejko stworzył cykl ołówkowych rysunków w niewielkim formacie i były one czarno-białe. W ogóle ich nie malował!

Zacząłem odpytywać znajomych. Zdecydowana większość była zdania, że Matejko namalował kolorowe portrety. Niektórzy wiedzieli, że były czarno-białe rysunki, ale kojarzono je raczej ze szkicami wstępnymi, na podstawie których mistrz stworzył kolorowe portrety, niż z finalnym dziełem. W internecie też można znaleźć kolorowe portrety przypisywane Matejce. Owszem, Matejko marzył o namalowaniu pocztu farbami olejnymi, ale niestety nie udało się mu zrealizować tych planów. Według jego rysunków, w latach późniejszych, kolorowe portrety namalowali inni artyści.

Wtedy pojawiła się myśl, że Polacy zasługują na pełny, kolorowy, autorski poczet swoich władców. Zasługują na galerię namalowaną współcześnie, bardziej nowoczesną w swojej formie plastycznej. Myślałem, że tworzenie, a następnie wydanie takiego pocztu mogłoby być narodową lekcją historii.

Jeśli chodzi o mnie, to do takiego projektu wchodziło w grę tylko jedno nazwisko. Waldemar Świerzy. Mój profesor i przyjaciel. Współtwórca polskiej szkoły plakatu, wspaniały grafik, malarz i wykładowca.

Już wcześniej współpracowaliśmy przy różnych projektach związanych z tworzeniem portretów. Waldek wykonał wizerunki polskich noblistów, serię z portretami reżyserów filmowych, wspaniały portret papieża Jana Pawła II, który został wykorzystany w projektach znaczków i kalendarzy Poczty Polskiej. Poza tym miał na koncie setki portretów znanych ludzi ze świata sztuki i muzyki.

Świerzemu pomysł od razu się spodobał. Poprosiłem o sportretowanie dwóch chronologicznie pierwszych władców, ale on wybrał Sobieskiego i Poniatowskiego. Ukazał ich po swojemu: barwnie i dynamicznie. Pokazałem te portrety znajomym i przyjaciołom, innym artystom. Wszyscy byli pod wrażeniem innego, „świerzego” spojrzenia na tych władców.

Do projektu dołączył historyk Marek Klat, który wziął na siebie opiekę nad wiarygodnością historyczną. Zaczęliśmy szukać partnera, który  pomógłby sfinansować przedsięwzięcie. Nawiązaliśmy współpracę z PKO BP i przewodniczącym Rady Nadzorczej, a potem prezesem Markiem Głuchowskim. W ciągu dwóch lat powstało 12 portretów, które pokazaliśmy na zamkniętym pokazie w Domu Dochodowym w Warszawie, w listopadzie 2007 roku.

Wystawa zrobiła ogromne wrażenie na zwiedzających. Świerzy, mający w dorobku całą galerię podobizn ludzi bardziej i mniej znanych, zaprezentował zupełnie nowe spojrzenie na naszych władców. Nie ukrywał ich negatywnych cech. Nie idealizował urody. Obok dzielnych wojów zobaczyliśmy rzezimieszków, obok rozważnych monarchów – cwaniaczków i prymitywów. Mając dostęp do najnowszych badań i wiedzy o władcach, artysta stworzył galerię emocjonalnych, pełnych życia postaci. Takie zresztą były założenia – nie chcieliśmy epatować szczegółowo oddanymi detalami, chcieliśmy pokazać ludzi z krwi i kości.

Z tych pierwszych 12 prac PKO BP wydało kalendarz na 2008 rok, potem sfinansowało namalowanie kolejnych 12 sylwetek, a potem… Potem zaczęły się kłopoty. Zawierucha polityczna i kryzys gospodarczy zaszkodziły realizacji projektu. Był kilkakrotnie przekładany i zawieszany. W tych trudnych latach wielką pomoc okazał ówczesny dyrektor Narodowego Centrum Kultury Krzysztof Dudek, który, od początku zachwycony projektem, wspierał jego realizację. Ogromne zasługi ma też wąskie grono przyjaciół, bez których nie udałoby się sfinalizować wszystkich prac. Kochani, dziękuję za Wasze wsparcie i słowa otuchy. Bez Was nigdy nie dotarlibyśmy do mety.

Przez dziesięć lat z krótszymi i dłuższymi przerwami Waldek malował portrety władców w kolejności chronologicznej. Gdy tylko udało się zdobyć fundusze, dzwoniłem i zamawiałem kolejne prace. Dla Świerzego jako dla twórcy taka sytuacja nie była łatwa. Były momenty, że przychodziło zwątpienie. Tracił wiarę, że uda się zakończyć projekt. Wtedy siadaliśmy i rozmawialiśmy. Myślę, że moja niezachwiana wiara i przekonanie, że damy radę, dodawały mu siły i znowu przystępował do pracy. Były też dramatyczne chwile niezwiązane z poszukiwaniem funduszy, tylko bardziej ludzkie, osobiste. Najbardziej wstrząsnęły mną wydarzenia z listopada 2012 roku. Waldek właśnie zaczął malować królową Jadwigę, gdy jego żona Magda zadzwoniła do mnie z Sopotu. Podczas przygotowywania wystawy Świerzy miał wypadek i złamał bark. Tragedia. Dla grafika, i to w dodatku 80-letniego, złamanie ręki to często wyrok oznaczający zakończenie kariery. Pomyślałem, że nad tym projektem wisi jakieś fatum. Ale mocno wierzyłem, że i tym razem wszystko skończy się dobrze. Rehabilitacja trwała kilka miesięcy, a potem znowu przyszedł czas na długie dyskusje i przekonywanie Mistrza, aby ruszył z robotą, aby znów zaczął malować. Myślę, że mając za sobą ponad połowę pracy, bał się, czy da radę „wstrzelić” się z powrotem w ten rytm i styl. Pamiętam, z jakim drżeniem serca jechałem, by zobaczyć najnowsze portrety – pierwsze po wypadku. To, co zobaczyłem, przeszło moje wyobrażenia. Ja też miałem trochę obaw… a tu otrzymałem przepiękny wizerunek Jadwigi. Namalowany z pasją i potężną siłą. Kiedy otrzymywałem następne portrety, coraz lepsze, zażartowałem: Waldek, może to szkoda, że tak późno tę rękę złamałeś…

Rzeczywiście, po tym wypadku i rehabilitacji zaczął malować szybciej, odważniej i z jeszcze większą pasją. Ale też mieliśmy już pewność, że mamy środki na dokończenie całości projektu.

Myślę, że to była też taka walka z kontuzją, rodzaj terapii. Chęć wygrania i udowodnienia, że może. Że jest w stanie.

Świerzy nad każdą postacią pracował indywidualnie. Po otrzymaniu materiału od historyków starał się poznać charakter konkretnego władcy. Chciał, by to byli ludzie, a nie kukły. By z ich twarzy można było wyczytać, jacy byli. Pamiętam, że opowiadał mi, jak obserwuje ludzi dookoła, jak przegląda gazety i ogląda telewizję szukając współczesnych inspiracji. Staraliśmy się w miarę możliwości dostarczać mu ikonografię dotyczącą władców i okresu ich panowania. A on obserwując i czytając szkicował najpierw w małym formacie (czasami gdzieś z boku, na dostarczonych przez nas materiałach), a potem przenosił te szkice na duży format i na końcu malował. Często, jak miał w zwyczaju, pierwsze szkice znacznie się różniły od końcowego efektu. Niestety nie zachowały się kolorowe etapy pracy przy portretach, bo te nieudane niszczył. Zachowały się niektóre szkice.

Pod koniec pracy nad cyklem Świerzy był w świetnej formie. Portrety powstawały w regularnym rytmie. Coraz lepsze. Gdy zostały do namalowania jeszcze dwa ostatnie, akurat musiałem wyjechać za granicę. Umówiliśmy się, że odwiedzę Waldka po powrocie. Gdy wróciłem ze Stambułu, dowiedziałem się, że jest w szpitalu. Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Badania, diagnoza. Nie chcę o tym pisać. Ważne, ze zdążyłem się z nim zobaczyć. Rozmawialiśmy o planach po wyjściu ze szpitala. Wtedy dowiedziałem się zaskoczony, że poczet jest skończony. Gdy Świerzy dowiedział się, że musi iść do szpitala, dokończył ostatnie dwa portrety i dopiero potem zgłosił się na oddział.

To było nasze ostatnie spotkanie. Waldemar Świerzy zmarł 27 listopada 2013 r. Wiem, że bardzo się cieszył z zakończenia tej pracy. Opowiadał mi z detalami, jak stawiał końcowe kreski na portrecie Poniatowskiego. To była jego ostatnia praca. Umarł kilka dni po zakończeniu trwającego 10 lat projektu, po namalowaniu 49., ostatniego portretu władcy Polski.

W ten sposób radość z ukończenia dzieła zbiegła się ze smutkiem z powodu odejścia wspaniałego człowieka i artysty.

Nowy poczet władców Polski został skończony i od kilku lat prezentujemy go publicznie. Po raz pierwszy w całości pokazany był w najbardziej uprawnionym do tego miejscu – na Zamku Królewskim w Warszawie.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez te 10 lat dodawali mi siły i wspierali finansowo w realizacji Pocztu. Zakończenie prac nad tym projektem nie byłoby możliwe, gdyby nie decyzja prezesa PKO BP Zbigniewa Jagiełły o sfinansowaniu ostatnich portretów oraz prezentacji na Zamku Królewskim w Warszawie, a także o wspieraniu przez Bank organizacji wystaw w innych miastach.

Waldku, jeżeli gdzieś tam jesteś i malujesz kolejne portrety – dziękuję. Mam nadzieję, że Twoja praca nie pójdzie na marne, i że wizerunki stworzone przez Ciebie zawładną wyobraźnią młodych Polaków, Europejczyków, obywateli świata.

Teraz, po sukcesie kilku wystaw w prestiżowych muzeach w Polsce wiem, że warto było zrealizować ten projekt.

Marek Klat

Historyk, dziennikarz, wydawca, scenarzysta filmowy, doktor nauk humanistycznych. Autor i współautor ponad 60 książek i ponad 800 artykułów o tematyce historycznej. Współautor scenariusza dramatu historycznego w reżyserii Filipa Bajona Kamerdyner.
Urodził się 24 lutego 1959 roku w Gnieźnie, jest absolwentem Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego.
Debiutował w 1978 r. na łamach pism studenckich „Dziennika Akademickiego”, którego został wkrótce redaktorem naczelnym oraz „ITD”. Publikował również w „Polityce”, „Wybrzeżu”, „Dzienniku Bałtyckim” i „Wieczorze Wybrzeża”. Od 1985 do 1991 dyrektor prasowy Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. W latach 1993-2012 współwłaściciel (z Jarosławem Mykowskim) wydawnictwa artystycznego „Oficyna Pomorska”. Autor i współautor kilkuset artykułów, prawie 40 książek, wydawca i redaktor ponad 60 monografii historycznych. Autor tekstów i koordynator narodowej wystawy „Nowy poczet władców Polski. Świerzy kontra Matejko” zaprezentowanej po raz pierwszy na Zamku Królewskim w Warszawie w 2015 roku. Scenarzysta głośnego filmu w reżyserii Filipa Bajona „Kamerdyner” (2018).

image
http://www.nowypoczet.online/wp-content/themes/hazel/
http://www.nowypoczet.online/
#d8d8d8
style1
paged
Loading posts...
/Volumes/Xusers/OSX/www.nowypoczet.online/
#
on
none
loading
#
Sort Gallery
on
yes
yes
off
on
off